Wkład Polaków w rozwój techniki i zwycięstwo podczas Drugiej Wojny Światowej
Wystawy czasowe
Walki największego w dziejach ludzkości konfliktu zbrojnego, II Wojny Światowej, toczyły się nie tylko na polach bitew, a ich orężem nie zawsze było uzbrojenie. Wiele z nich rozegrało się w zaciszu laboratoriów, za biurkami, przy tablicach czy w warsztatach konstruktorów. O walorach stojących naprzeciw siebie wrogich armii decydowała odwaga i determinacja żołnierzy, wiedza dowódców, siła ognia, ale także – potęga umysłów kadry naukowej.
Wśród nich było wielu Polaków. Przybliżamy ich sylwetki oraz dokonania. Były tak istotne i doniosłe, że w decydujący sposób wpłynęły na przebieg oraz zakończenie wojny. Co ważniejsze, aktualne są do dziś. Przeszły długą drogę usprawnień, ale nadal w zbrojowniach świata znajdziemy wykrywacz min, zapalnik jądrowy, odwracalny peryskop, polowe krótkofalówki oraz szereg innych konstrukcji, wymyślonych przez polskich inżynierów i naukowców. Zachęcamy do regularnych odwiedzin wirtualnej ekspozycji. Co tydzień będzie uzupełniana o kolejną postać Polaka – inżyniera, naukowca, wynalazcę – którego prace przyspieszyły zażegnanie tego bezprecedensowego konfliktu i przywróciły pokój na świecie.
II Wojna Światowa
Konstruktor wyrzutników bombowych
Władysław Świątecki ukończył Cesarski Petersburski Instytut Politechniczny, po czym wstąpił do oddziału lotniczego I Korpusu Polskiego. Jako pilot 8 eskadry wywiadowczej walczył o Niepodległość i za bohaterstwo został odznaczony Orderem Virtuti Militari V klasy oraz Krzyżem Walecznych. Po wojnie studiował w paryskiej Ecole Superieure de’l Aeronautique, którą ukończył w 1922 r. Jako oficer nadzoru skierowany do Zakładów Mechanicznych E. Plage i T. Laśkiewicz w Lublinie opracował w 1923 r. pierwszy wyrzutnik bombowy dla licencyjnych samolotów Ansaldo A-300 opatentowany w Polsce i USA.
W 1930 r. inż. Świątecki założył własną firmę w Lublinie pod nazwą Wytwórnia wyrzutników do bomb inż. Władysław Świątecki. W następnych latach konstruktor udoskonalał swój wynalazek tworząc ostatecznie uniwersalny, prosty konstrukcyjnie, tani, a przede wszystkim niezawodny wyrzutnik dostosowany do bomb o różnym wagomiarze. Wyrzutniki z Lublina znalazły zastosowanie nie tylko w polskich samolotach, ale eksportowano je do Bułgarii, Jugosławii i Turcji. Licencje na ich wytwarzanie kupiła rumuńska firma I.A.R., francuska Garda oraz włoska Caproni. Tuż przed wybuchem wojny zainteresowanie wyrzutnikami wyrazili też Anglicy.
Po wybuchu wojny inż. Świątecki przedostał się do Anglii, gdzie już w 1940 r. opracował nowatorski wyrzutnik elektro-magnetyczny do bomb o masie 4000 funtów. Jednocześnie rozpoczęto masową produkcję wyrzutników Świąteckiego dla bombowców brytyjskich. Łącznie wyprodukowano ponad 165 tysięcy sztuk wynalazku Polaka. Inż. Świątecki nie doczekał końca wojny. Zmarł w Edynburgu po ciężkiej chorobie.
Jerzy Rudlicki
Od dziecka interesował się lotnictwem budując już jako nastolatek szybowce własnej konstrukcji. W czasie I wojny światowej latał jako obserwator i pilot w lotnictwie carskim, a podczas walk o Niepodległość był dowódcą 16 Eskadry Wywiadowczej. Za walki na Ukrainie i w rejonie Grodna odznaczony został Krzyżem Walecznych.
W latach 1921-1922 Jerzy Rudnicki studiował we francuskiej Ecole Superiere de l’Aeronautique, którą ukończył z najwyższym odznaczeniem. Następnie przez 3 lata pracował we Francji w Wojskowej Misji Zakupów odpowiadając za sprzęt lotniczy.
Po powrocie do kraju pracował w latach 1925-1926 w Instytucie Badań Technicznych Lotnictwa, a później był głównym konstruktorem w Zakładach Mechanicznych E. Plage i T. Laśkiewicz w Lublinie. Opracował tam kilkanaście konstrukcji samolotów wojskowych i cywilnych. Najsłynniejszym z nich był łącznikowo-obserwacyjny Lublin R-XIII, którego łącznie wyprodukowano 273 sztuki.
W 1929 r. inż. Rudlicki wynalazł i skonstruował usterzenie motylkowe (zwane także usterzeniem Rudlickiego lub V). Rozwiązanie to zostało opatentowane w 1930 roku jednak prawdziwą karierę zrobiło dopiero po wojnie. Zostało ono wykorzystane m.in. w 17 000 samolotów Beechcraft Bonanza, ale przede wszystkim w lotnictwie wojskowym. Usterzenie Rudlickiego otrzymał m.in. słynny bombowiec F-117 Nighthawk, większość dronów wojskowych. Stosowane jest także w szybowcach.
Po wybuchu wojny Jerzy Rudnicki przedostał się do Francji, a następnie Anglii. W latach 1941-1943 opracował m.in.: holowany za samolotem sygnalizator dźwiękowy do porozumiewania się z oddziałami naziemnymi, nadajnik dźwiękowy do bomb lotniczych, projekt latającego skrzydła z napędem odrzutowym, holowany żyroszybowiec do szkolenia obrony przeciwlotniczej, barometryczny wyrzutnik ulotek i czy wyrzutnik lotniczych flar oświetlających. Zaprojektował także baterię karabinów maszynowych dla samolotów szturmowych oraz przekonstruował i usprawnił działanie drzwi bombowych w samolotach B-26 Marauder, latających w lotnictwie brytyjskim.
W 1943 r. przeniesiony został do amerykańskiej bazy lotniczej w Irlandii Północnej. Tam opracował specjalny wyrzutnik bombowy do ataków powierzchniowych umożliwiający m.in. jednoczesny zrzut 300 10-kilogramowych bomb. Jego wyrzutniki okazały się tak doskonałe, że Amerykanie wyprodukowali w krótkim czasie kilkadziesiąt tysięcy sztuk, które zostały zainstalowane w samolotach B-17 Flying Fortress. Sukcesem zakończyły się też prace nad automatycznym sterowaniem wieżyczkami strzeleckimi w B-17, a także odpornym na zamarzanie system hydraulicznym sterowania wieżyczkami strzeleckimi, również w B-17. Rozwiązania te również zostały wdrożone do produkcji.
Po zakończeniu wojny Jerzy Rudlicki pozostał na emigracji przenosząc się do USA. Tam podjął pracę w Republic Aviation, gdzie pracował przez następnych 16 lat kontynuując pracę konstruktorską. Po przejściu w 1961 r. na emeryturą nie zaprzestał pracy, koncentrując się na projektach pionowzlotów.
Tadeusz Heftman – twórca radiostacji
Po ukończeniu Politechniki Warszawskiej i oraz studiach podyplomowych w Szwajcarii związał się z warszawską firmą Ava. Brał tam czynny udział w opracowaniu szeregu radiostacji dla Wojska Polskiego. Do jego największych osiągnięć należało skonstruowanie w 1938 r. specjalnej radiostacji krótkofalowej dla polskich spadochroniarzy. Charakteryzowała się ona odpornością na wstrząsy, niewielkimi wymiarami, małym ciężarem oraz łącznością na odległość ponad 100 km.
Wiosną 1939 r. powstała kolejna niewielka radiostacja krótkofalowa dla polskich agentów i oddziałów dywersji pozafrontowej. Prototyp opracowany został błyskawicznie, dzięki czemu już w czerwcu zamówiono pierwsze 100 sztuk. Przejęte przez ZWZ sztuki służyły w 1940 r. do łączności z Francją w Warszawie, Lwowie i Krakowie.
Po wybuchu wojny inż. Heftman przedostał się do Francji, a następnie Anglii, gdzie od września 1940 r. pracował w utworzonym w Stanmore pod Londynem Polskich Wojskowych Warsztatach Radiowych. Tam już w listopadzie uruchomiono produkcję, opracowanej jeszcze przed wojną, nieznacznie udoskonalonej radiostacji nadawczo-odbiorczej A1. Radiostacja ta oraz jej modyfikacje były budowane na potrzeby łączności z krajem. i ostatecznie zbudowano ich ponad 700 sztuk.
W 1941 r., w oparciu o przywiezione plany, inż. Heftaman zbudował, a raczej odtworzył i zmodernizował, swoją przedwojenną radiostację dla spadochroniarzy, która otrzymała oznaczenie S.40. Z nieznanych powodów, mimo rewelacyjnych parametrów, Anglicy nie wykazywali zainteresowania nią i nie wiadomo ile ostatecznie sztuk zostało zbudowanych wyłącznie na potrzeby polskie.
W 1943 r. inż. Heftman opracował kolejną radiostację oznaczoną jako AP-2. Wraz z jej modyfikacjami (AP-3, AP-4 i AP-5) wyprodukowano ponad 1000 sztuk. Charakteryzowały się one małymi wymiarami i ciężarem, niskimi kosztami produkcji i wysoką niezawodnością. Spowodowało to, że część produkcji przejęli Anglicy, którzy w ramach akcji prowadzonej przez SOE (Special Operations Executive) rozesłali je po całej Europie uznając, acz niechętnie, polską konstrukcję za najlepszą dla ruchu oporu.
Inż. Heftman był też współkonstruktorem radiostacji typu „B” (później „BP”) opracowanych na specjalne zamówienie władz angielskich. Cała ich produkcja została wykorzystana przez Anglików, przy czym najliczniej była produkowana wersja „BP-5”.
W warsztatach w Stenmore polscy konstruktorzy opracowali jeszcze jedną serię radiostacji oznaczonych początkowo jako „B”, a później „BP”. Najliczniej produkowany był model BP-5. Radiostacje te były opracowane na zlecenie Brytyjczyków, którzy dostarczyli odpowiednią specyfikację. Radiostacja miała wymiary 280 x 210 x 9,5 cm, ciężar 6 kg i przystosowana była do pracy w zakresie 2-4 i 4-8 MHz. Sprzęt zapewniał łączność foniczną na dystansie do 25 km, telegraficzną do 70 km, a za pomocą fali odbitej na większych odległościach. Zasilany był z akumulatora o napięciu 12V i pojemności 120 Ah.
Do końca 1944 r. do produkcji wszedł jeszcze niewielki odbiornik bateryjny oznaczony jako „OP-3”, których serię wyprodukowano na potrzeby armii brytyjskiej.
Po wojnie inż. Heftman pozostał w Anglii, gdzie założył firmę British Communication Ltd. produkującą sprzęt dla armii brytyjskiej.
Nadajniki Juliusza Huperta
Po ukończeniu w 1933 r. studiów na Politechnice Warszawskiej Juliusz Hupert podjął pracę w Państwowych Zakładach Tele- i Radiotechnicznych. Do wybuchu wojny zajmował się przede wszystkim budowaniem urządzeń radiotelegraficznych oraz systemami modulacji. W 1935 r. opracował nadajnik radiotelegraficzny z generatorem zaopatrzonym w lampę kompensacyjną. Rozwiązanie to zostało opatentowane przez PZTiR w 1938 r.
Po wybuchu wojny inż. Hupert przedostał się do Anglii, gdzie znalazł zatrudnienie w Admiralty Signal Establishment. Opracował tam stabilizator częstotliwości do nadajników radiowych, który po testach instalowano od 1942 r. na brytyjskich okrętach. Skuteczna i stabilna łączność odegrała ważną rolę we wszystkich operacjach prowadzonych z udziałem brytyjskiej marynarki wojennej.
W 1943 inż. Hupert skonstruował na zlecenie brytyjskiej admiralicji specjalny nadajnik krótkofalowy VHF o mocy 50 W do komunikacji radiotelegraficznej i radiotelefonicznej. W nowy sprzęt wyposażano brytyjskie okręty od 1944 roku. Produkcja była tak duża, że w ostatnim roku wojny niemal wszystkie brytyjskie jednostki pływające otrzymały polskie nadajniki, które pozostawały w użyciu jeszcze do końca lat 50-ch XX w. W 1944 r. na zlecenie Special Operations Executive inż. Hupert skonstruował miniaturowy nadajnik umożliwiający ustalenie położenia agentów, dywersantów czy też spadochroniarzy. W końcowym okresie wojny wyprodukowano pewną ilość tych lokalizatorów, ale o ich zastosowaniu brak danych. Wiadomo jednak, iż zainteresowali się nimi Amerykanie, którzy wykorzystali polskie rozwiązanie do własnych opracowań, ale już w latach powojennych.
Po zakończeniu wojny inż. Juliusz Hupert pozostał na emigracji, mieszkając od 1947 r. w USA. Kontynuował tam pracę wynalazczą, został także wykładowcą akademickim.
Wacław Czerwiński
Rozpoczął naukę w szkole średniej w Krakowie. Edukację jednak przerwał, wstępując w 1919 r. na ochotnika do wojska. W 1924 r. rozpoczął studia na Politechnice Lwowskiej, gdzie zainteresował się szybownictwem. Tam w 1928 r. zaprojektował i zbudował swój pierwszy szybowiec CW-I.
W 1929 r. odkrył w Bieszczadach dwa doskonałe miejsca do lotów szybowcowych: Bezmiechową, gdzie utworzono Wyczynową Szkołę Szybowcową oraz Ustjanową, gdzie utworzono Wojskowy Obóz Szybowcowy.Po uzyskaniu w 1931 r. dyplomu inżyniera kontynuował prace konstruktorskie. Ich efektem było powstanie w 1931 r. szkolnego szybowca CWJ, którego zbudowano 80 sztuk.
Wacław Czerwiński był współinicjatorem i głównym konstruktorem powstałych w 1935 r. Wojskowych Warsztatów Szybowcowych w Krakowie. Tam powstał rewelacyjny szybowiec WWS-1 Salamandra, którego kilkaset sztuk zbudowano w kraju oraz na licencji we Francji, Rumunii, Jugosławii i w Chinach. Skonstruowany w 1937 r. szybowiec PWS-101 rok później pobił rekord świata zasięgu lotu, pokonując 578 km.
Po przenosinach do Podlaskiej Wytwórni Samolotów zaprojektował tam samolot szkolno-treningowy PWS-33 Wyżeł, w którym po raz pierwszy na świecie zastosowano pokrycie kadłuba sklejką wypukłą. Ponadto tuż przed wojną zaprojektował szkolny samolot PWS-41.
Po wybuchu wojny inżynier Czerwiński przedostał się do Anglii, skąd wyjechał do Kanady, w celu ożywienia tamtejszego przemysłu lotniczego. Znalazł zatrudnienie w firmie De Havilland Aircraft of Canada, gdzie produkowano drewniane cudo czyli DH-98 Mosquito. Dla tej konstrukcji opracował szereg usprawnień, które przyniosły mu uznanie. Jednocześnie opracował unikalne na skalę światową połączenie sklejki z folią aluminiową. W 1942 r. objął stanowisko głównego inżyniera w Canadian Wooden Aircraft Ltd., która produkowała na masową skalę chwyty powietrza i zapasowe odrzucane zbiorniki paliwa wykonane ze sklejki. Zbiorniki te stosowane były od 1943 r. przez wiele typów alianckich samolotów myśliwskich. Ponadto, w oparciu o swoje wcześniejsze konstrukcje, opracował trzy szybowce: DH Sparrow, CWA Wren i CWA Robin. Jednocześnie intensywnie propagował szybownictwo w Kanadzie. Był też jednym z inicjatorów powstania na University of Toronto wydziału lotniczego, który kształcił specjalistów dla lotnictwa kanadyjskiego.
Po wojnie inż. Wacław Czerwiński pozostał w Kanadzie, projektując kolejne szybowce oraz mięśnioloty. Uczestniczył w pracach nad samolotami C-102 Jetliner, CF-100 Canuck, CF-105 Arrow. Był też członkiem zespołu konstruktorskiego budującego unikalny pojazd latający, spodek VZ-9 Avrocar.
Polski pogromca U-bootów
Wacław Struszyński (1904-1980), po ukończeniu Politechniki Warszawskiej i odbyciu praktyki w angielskiej firmie Marconi podjął pracę w Państwowych Zakładach Tele- i Radiotechnicznych w Warszawie. Opracował tam w latach 1936-39 najnowocześniejszy na świecie lotniczy radionamiernik W2L/N dla samolotów PZL-37 Łoś oraz kupionych we Włoszech wodnosamolotów Cant Z-506. O unikalności tej konstrukcji świadczy fakt, iż radionamiernikiem W2L/N interesowały się wywiady wielu państw.
Po wybuchu wojny przedostał się do Anglii, gdzi został przydzielony do Admiralty Signal Establishment w Haslemere. Tam w 1941 r. opracował wraz zespołem polskich radiotechników lądowe urządzenie radiogoniometryczne służące do precyzyjnego określania kierunku lecącego samolotu. To bardzo proste w obsłudze, tanie w produkcji i o dużej skuteczności urządzenie wdrożono do produkcji w 1942 r.
W 1942 r. opracował, wraz z inż.Stefanem de Waldenem, krótkofalową klatkową antenę goniometryczną HF/DF wraz z urządzeniem odbiorczym. Rozwiązanie to poprawiło dokładność namiarów, wyłapywało najkrótsze sygnały radiowe oraz zwiększyły zasięg radionamiernika do 330 Mm. Urządzenie to pozwalało na niezwykle precyzyjne namierzanie niemieckich okrętów podwodnych. Niezwykła skuteczność anteny spowodowała wdrożenie jej do masowej produkcji w maju 1943 r. Wkrótce polskie anteny zostały zainstalowane na większości okrętów brytyjskich, a później także amerykańskich w istotny sposób przyczyniając się do zwycięstwa w Bitwie o Atlantyk.
W 1944 r. inż. Struszyński wraz dokonał szeregu ulepszeń i modyfikacji anten oraz radionamierników poprawiając jeszcze ich skuteczność. Nowe rozwiązania zaczęto montować na okrętach w połowie 1944 r.
Po wojnie pozostał w Anglii pracując w Marconi Research Laboratories w Great Baddow kontynuując prace z dziedziny radiotechniki.
Radiostacje Henryka Magnuskiego
W czerwcu 1939 roku polski inżynier, konstruktor w Państwowych Zakładach Tele i Radiotechnicznych, Henryk Magnuski, przybył do Stanów Zjednoczonych. Wyruszył z Polski, by poznawać najnowsze rozwiązania nadajników radiowych. Czy mógł przewidzieć, że służbowa podróż zaważy na jego losach? Trzy miesiące później faszystowskie Niemcy napadły na Polskę, popychając Europę i świat ku największemu w dziejach zbrojnemu konfliktowi. Nie mogąc wrócić z Ameryki do kraju, Henryk Magnuski podjął pracę w Galvin Maufacturing Corporation. Skonstruował tam dwa radiotelefony, które zmieniły oblicze komunikacji na frontach II wojny światowej. Od 1941 roku wojska amerykańskie i sprzymierzone korzystały z ręcznej radiostacji SCR-536, a od 1943 roku z plecakowej radiostacji SCR-300. Obie konstrukcje Magnuskiego cechowała doskonała stabilność pracy i odporność na trudne, polowe warunki. SCR-300 zapewniała niezawodną łączność na dystansie do 15 km. Aż do końca wojny była najlepszą mobilną radiostacją polową. Jeszcze wiele lat po jej zakończeniu te dwa modele, z niewielkimi zmianami, były użytkowane w armiach świata. Chociaż instrukcja radiostacji plecakowej SCR-300 liczyła niemal 180 stron, jej obsługa była prosta i intuicyjna. Za to, oraz za niezawodność, była wysoko ceniona przez żołnierzy.
Bomba Mariana Rejewskiego
Trójka legendarnych polskich kryptologów. Marian Rejewski, Henryk Zygalski i Jerzy Różycki. To oni jeszcze przed rozpoczęciem II wojny światowej złamali tajemnicę Enigmy – maszyny kodującej, która zdaniem specjalistów niemieckich nie dawała żadnych szans nawet najlepszym kryptologom. Dzięki stworzonej przez Rejewskiego maszynie nazwanej bombą przewidywania Niemców okazały się złudne. Czym była „Bomba Rejewskiego”? To skomplikowany agregat maszyn deszyfrujących. W jego skład wchodziło sześć wzajemnie sprzężonych zespołów Enigmy. Wynaleziona w 1938 roku, stanowiła pierwowzór maszyny dekodującej. Zadaniem „bomby” było samoczynne łamanie szyfrogramów wchodzących w skład niemieckich depesz.
Nie da się przecenić zasług Rejewskiego i pozostałych dwóch Polaków. Tuż przed wybuchem wojny wyniki naszych matematyków przekazano specjalistom w Anglii. Dopiero na ich bazie kryptolodzy brytyjscy mogli kontynuować prace nad łamaniem wrogich kodów, choć przez wiele lat niechętnie się do tego przyznawali.
Bezpośrednio po wojnie Marian Rejewski nie mógł przyznać się do swojej działalności. Dopiero w 1967 roku przeszedł na emeryturę i zaczął pisać wspomnienia. Opublikowano je na Zachodzie kilka lat później. Świat dowiedział się prawdy.
Wykrywacz min Józefa Kosackiego
Józef Stanisław Kosacki po ukończeniu w 1933 r. Wydziału Elektrycznego na Politechnice Warszawskiej odbył służbę wojskową w batalionie elektrotechnicznym w Nowym Dworze Mazowieckim. Uzyskał tam stopień podporucznika rezerwy. Następnie podjął pracę w Państwowym Instytucie Telekomunikacyjnym.
Po wybuchu wojny przedostał się do Wielkiej Brytanii, gdzie został skierowany do Centrum Wyszkolenia Łączności w szkockim mieście Dundee. Tam, po wypadku polskich żołnierzy na własnym przeciwdesantowym polu minowym, przystąpił do prac nad urządzeniem które miało niebawem uratować życie tysiącom aliantów. Po trzech miesiącach prototyp był gotowy.
Tymczasem w połowie 1941 r. Anglicy ogłosili konkurs na elektryczny wykrywacz min. Wygrała go polska konstrukcja opracowana przez inż. Kosackiego. Natychmiast przystąpiono do jej produkcji pod nazwą Polish Mine Detector Mark 1.
Po raz pierwszy polski wykrywacz min został użyty podczas drugiej bitwy pod El-Alamein, na przełomie października i listopada 1942 roku. Wykorzystano tam około 500 polskich wykrywaczy, dzięki którym usunięto ponad 40.000 min niemieckich. Umożliwiło to obejście pozycji niemiecko-włoskich, co ostatecznie zadecydowało o zwycięstwie. Łącznie do końca wojny wyprodukowano ponad 80.000 sztuk Polish Mine Detector Mark 1.
Mając świadomość doniosłości swojego wynalazku, Kosacki zrzekł się patentu uznając ten krok za wkład do zwycięstwa w wojnie. Jego rozwiązanie, nieznacznie zmodyfikowane, było produkowane w wielu krajach do połowy lat 90. XX w.
Peryskop odwracalny Rudolfa Gundlacha
Jednym z czynników prowadzenia skutecznych działań na polu walki przez załogi wozów pancernych jest widoczność z wnętrza pojazdu. Zastosowane urządzenia muszą pozwalać na szybkie wykrycie celu i przeprowadzenie ataku wyprzedzającego przeciwnika, gwarantując jednocześnie bezpieczeństwo załodze.
Przełomowym wynalazkiem w dziedzinie czołgowych przyrządów obserwacyjnych był rewolucyjny i genialny w swej prostocie wynalazek kapitana Rudolfa Gundlacha – peryskop odwracalny wz. 34, opracowany w pierwszej połowie lat 30. XX wieku. Dzięki zastosowaniu obrotowego gniazda i ruchomej przystawki optycznej pozwalał na obserwację z wnętrza pojazdu w promieniu 360°, a także na obserwację pola za czołgiem bez konieczności odwracania głowy. Było to kluczowe, z uwagi na szczupłość miejsca we wnętrzach pojazdów pancernych. Przed wybuchem wojny w urządzenie to wyposażono polskie czołgi TK-S i 7TP. Opatentowano je w wielu krajach. W okresie II wojny światowej w niezmienionej wersji trafiło do czołgów brytyjskich i było wytwarzane przez firmę Vickers-Armstrong a także przemysł sowiecki pod oznaczeniem MK-4. Od 1953 r. peryskopy były ponownie produkowane w Polsce na podstawie dokumentacji dostarczonej z… ZSRR, ale już nie jako peryskop Gundlacha, lecz peryskop MK-4.